czwartek, 30 maja 2013

Prolog ;)

I w końcu. Po wielu, ciężkich, monotonnych miesiącach walk o dobre stopnie nadszedł ten dzień. Celebracja dnia zakończenia drugiej klasy liceum. Nareszcie. Tego dnia słońce świeciło wyjątkowo mocno jakby też cieszyło się z rozpoczęcia wakacji. Moje liceum było jedyną szkołą wyższą w Princeton ale to wcale nie oznaczało, że miało słabą opinię. Mięliśmy do własnej dyspozycji basen, siłownie, park, świetnie wyposażony internat itd. Każdy pierwszoroczniak, który miał zaszczyt dostać się do naszego liceum był dobierany do określonego „domu” (prawie jak w tej powieści o młodym czarodzieju!). Takich grup było dokładnie 5 i dzieliły się na: Wilki, Tygrysy, Rekiny, Orły i Lwy (tak, tak, nauczyciel biologii maczał w tym paluchy). Ja należałam do Tygrysów. Lubiłam chodzić do naszego liceum, brać udział w zawodach pomiędzy domami i dokopywać Lwom, którzy od wieków zajmują pierwsze miejsca w ilości zdobytych punktów. Ale wraz z nadejściem wakacji zapominałam o tych rzeczach i myślałam tylko o jednym. O wymarzonym wyjeździe do Lloret de Mar. W tym roku moi rodzice postanowili być wyjątkowo hojni i zasponsorowali mi obóz w jedno z najpiękniejszych miejsc w słonecznej Hiszpanii. Oczywiście nie jadę tam sama. Rodzice Victorii, mojej najlepszej przyjaciółki o niesamowicie prostych, blond włosach, zjawiskowych, niebieskich oczach i jasnej cerze przyjęli dosyć entuzjastycznie nasze błagania i się zgodzili na wspólny wyjazd. Jaka była nasza radość! Od stycznia odliczałyśmy dni do upragnionego 4 lipca. Nie mogłyśmy się doczekać przecudnego morza, piaszczystej plaży, słońca, dyskotek i … Hiszpanów. Święte nigdy nie byłyśmy. Pamiętam jak w pierwszej klasie szkoły uciekłyśmy z domów pod wyraźnym zakazem rodziców na dziką imprezę do domu Roberta (Orzeł, wariat nad wariaty ale z nim było wiadomo, że impreza się uda) tak się spiłyśmy, że wchodziłyśmy do każdej szafy w jego domu szukając wejścia do Narni. Hahahahahahah. Oczywiście gdy rodzice się o tym dowiedzieli szlaban był murowany ale warto było. W końcu raz się żyje! Obie wiedziałyśmy, że to co będzie się działo w Lloret, pozostanie w Lloret.
- Panno, White! Proszę tu podejść. Panno White! -
- Rosie, otrząśnij się ty cholero! - szturchała mnie Victoria próbując wyrwać z rozmyśleń o wakacjach. W końcu jedna nogą już byłam w Hiszpanii.
- Idę, idę, przestań mnie szturchać Vicky!- wstałam i podeszłam do mojej nauczycielki od geografii - wyrafinowanej, zimnej i podłej staruchy, która jakby z ogromną łaską pracowała w naszej szkole. Uśmiechnęła się do mnie wrednie pokazując ohydne, pożółkłe od ciągłego palenia tytoniu zęby i powiedziała: Oj panno White, mam dość ciągłego  upominania panny! Mam również płonną nadzieję, że nie przyniesie mi panna wstydu! - wrr jak ja nie znoszę! - pomyślałam - Jak sobie pani życzy, pani Pierce. - odpowiedziałam jej udawanym do granic możliwości uśmiechem i podeszłam do mikrofonu. Miałam zaśpiewać hymn szkoły jako pierwsza z Tygrysów, bo jak wiadomo wszystkie najważniejsze funkcje zawsze pełniły Lwy. Tak, dyrektor nie był sprawiedliwy ale czy w ogóle istnieją inni? Dopiero teraz, gdy spojrzałam z góry na tych wszystkich uczniów wpatrzonych we mnie poczułam bezlitosne uczucie stresu.  
***
   Ha! Lwy zbierały szczęki z podłogi gdy wszyscy zaczęli mi bić brawa na stojąco! Nawet sam dyrektor złożył mi gratulacje i szepnął  na ucho, że od tej pory tylko Tygrysy będą brać udział w szkolnych uroczystościach! Lepiej zakończyć tego roku nie mogłam! 
- Beyonce! Gdzie zgubiłaś Jay’a Z ? - zawołała do mnie Vicky niosąc w ręku kwiaty. 
Victoria jest jedną z tych prawie idealnych dziewczyn. Piękna, szczupła, sympatyczna, ze wszystkimi potrafi znaleźć wspólny temat rozmowy. Każdy lubi przebywać w jej otoczeniu, w szczególności na imprezach. A co do chłopaków… Ach, wszystkim się podoba. Nie ma osoby, która by jej nie komplementowała. Pomimo to miała problemy ze znalezieniem idealnego dla niej faceta. Jakie ma wady? Ugodowość. Chociaż dla jednych może to być zaletą ale uwierzcie, z nią się praktycznie nie da pokłócić! Vicky jest dla mnie jak siostra. Dokładnie mnie rozumie,  wie czego chcę, kiedy jestem zła, kiedy smutna i zawsze potrafi sprawić by mój - jak go sama nazwała - amerykański uśmiech wrócił z powrotem na swoje miejsce. Znamy się łącznie 8 lat! Kawał czasu! Jak ja wytrzymuję z tą zbyt piękną cholerą?! Hahaha. Cóż to jest po prostu prawdziwa przyjaźń.
- Ha ha ha. Bardzo zabawne. - odpowiedziałam jej z przekąsem. Po chwili dodałam: - Skąd masz te kwiaty? Tylko nie gadaj, że Horacy Ci je dał! -
- Tak, on mi je dał. Hahahaha. Nieźle nie? Serio on już dotknął dno dna. Hahahaha.-
Dla wyjaśnienia Horacy to chłopak, który bardzo był zainteresowany Vicky. Niestety, myśląc, że jest Bondem nr2 podrywał każdą możliwą dziewczynę. Do Vicky zaczął rwać kiedy był w 2-miesięcznym związku. Victoria, z racji tego, że ma dobre serce wiele razy mu wybaczała a on co chwila znowu ją ranił. W końcu, za moją namową dała mu niezłego kopa w dupę, pokazała kto tu rządzi i się od niego odcięła. A wyobraźcie co ten debil zaczął robić! Latał do każdej swojej byłej, które zdradzał na prawo i lewo żeby znowu z nim były. Gdy dziewczyny mu  się skończyły, na kolanach przyszedł do Vicky. A ta, wedle mojej szkoły, pokazała mu kulturalnie środkowy palec i nara. Widać ciągle myśli, że ma szanse u niej. Haha. Dobry żart. Czy on nie ma za grosz honoru? Po takich słowach jakie mu Vicky powiedziała prosto w twarz powinien sam odejść dumnie i się do niej nie odzywać a ten jej kwiatki przynosi?! Drugiego takiego idioty na świecie nie ma. A może jednak jest…
- Serio, on ma niższy poziom honoru niż niejedna dziewczyna spod latarni. Hahahahahaha - odpowiedziałam mojej przyjaciółce.
- Ach, no co zrobić, jak to mówią: idiotów nie sieją, sami się rodzą. -
Miała całkowitą rację i ogromnie się cieszę, że wreszcie go sobie darowała. No bo jakby on był jeszcze jakąś serio „hot dupeczką”, ale jak się na niego patrzy to raczej chce się do niego odwrócić swoją „dupeczką”.
- Ogarniasz, że za dwa dni jedziemy do Lloret, Rosie? Ja nadal nie mogę w to uwierzyć! Już nawet kupiłam sobie sexy strój kąpielowy! A ty? Bierzesz ten co dostałaś ode mnie na urodziny? -
- Vicky, pokazałam go mamie a ona że widzi tylko sznureczki i gdzie ten kostium hahaha ale nie martw się! Wezmę go na 100%-
- No i bardzo dobrze! Jak Hiszpanie Cię w nim zobaczą to oszaleją-
- Tak, tak Vicky, ty mi wszystkich ukradniesz! -
- Nie ukradnę, bo większość poleci na Ciebie! - odpowiedziała mi wystawiając język.
- Tak, jasne- 
Dalszą część drogi do mojego domu przegadałyśmy o wyjeździe i innych sprawach organizacyjnych ciągle śmiejąc się od ucha do ucha. Gdy dotarłyśmy na ganku czekała na mnie moja mama. Nie była najmłodsza ale piękna. Krótkie, czerwone włosy podkreślały jej wystające kości policzkowe i zielone oczy. Była szczupła, każde ubranie leżało na niej idealnie, zawsze ładnie umalowana ale dzisiaj widać było, że jest zmęczona i  wakacje bardzo by się jej przydały.  
- Czemu nie odbierałaś telefonu? Miałaś być godzinę temu! - powiedziała do mnie z wyrzutem.
- Przepraszam mamo, ale musieliśmy jeszcze pomóc nauczycielom w posprzątaniu sal! - odpowiedziałam jej usprawiedliwiającym tonem.
- Dzień dobry pani. - odezwała się Vicky ze swoim pięknym uśmiechem.
- Dzień dobry Victorio, dzień dobry. - odwzajemniła uśmiech. - A ty - tu wskazała na mnie palcem - masz następnym razem uprzedzać mnie o takich sytuacjach! Martwiłam się o Ciebie, że znowu coś narozrabiałaś. -
No tak. Zapomniałam, że w oczach mojej mamy jestem rozbrykaną nastolatką, która ćpa po kątach i puszcza się na lewo i prawo. Nigdy taka nie byłam i nie będę ale niestety, rodzice mało mnie znają. Mówią „ Zaufanie to podstawa” ale nie, nie możesz sama wrócić z imprezy, bo chce sprawdzić czy piłaś, nie, nie możesz zostać sama w domu, bo urządzisz dziką imprezę, nie, nie możesz iść do kolegi kiedy nie ma jego rodziców, bo będziecie uprawiać seks itd. Oni naprawdę myślą, że ja o tym nie wiem, że mnie tak postrzegają.  Co za żenada. Dziwne, że mnie samą do Hiszpanii puszczają. Może po tylu błaganiach w końcu mi zaufali?  Wątpię ale trzeba korzystać.
Weszłyśmy do mojego pokoju i zaczęłyśmy przeszukiwać moją szafę w znalezieniu najlepszych ubrań do Lloret. W końcu na dyskoteki nie mogę chodzić ubrana jak zakonnica :D. Po 3 godzinach przymierzania, planowania, umawiania w związku z wycieczką Vicky poszła do swojego domu. A ja zostałam sama. No może nie zupełnie sama , bo wciąż byli moi rodzice ale oni mnie nie rozumieli więc można ująć, że jednak byłam sama.  W końcu, od natłoku wrażeń zasnęłam.


1 rozdział pojawi się za tydzień. Zapraszamy ;*



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz